Amon Amarth w B90 – relacja z koncertu


W zeszły piątek w Gdańskim klubie B90 miało miejsce jedno z najważniejszych wydarzeń metalowych tego roku. Szwedzki zespół Amon Amarth, grający melodic death metal, zachwycił fanów swoim występem. Przed główną gwiazdą tego wieczoru wystąpiły grupy Sinful Carrion (Polska) oraz Hypnos (Czechy).

W piątkowy wieczór, 25 kwietnia, już na kilka godzin przed występem pod gdańskim klubem B90 zaczęły zbierać się grupki fanów metalowych brzmień. Wszyscy oczekiwali na popis słynnych wikingów z Amon Amarth.

Zaplanowany na godzinę 21.00 koncert szwedzkiej kapeli był poprzedzony występem pierwszego z zespołów supportujących – Sinful Carrion. Pięciu muzyków, pochodzących z Pomorza, starało się przykuć uwagę powoli nadciągającej publiczności i rozgrzać ich death metalową muzyką. W granych przez Sinful Carrion utworach nie zabrakło riffów i solówek, które uzupełniały ciężkie brzmienia i nadawały im melodyjności.

sinfull carrion

fot. Piotr Bardo

Niestety, mimo wyczuwalnego potencjału i możliwości muzyków, nie mieli oni dużej szansy na podbicie serc publiki. Większość, niezainteresowana specjalnie supportem, wciąż oczekiwała na głównego artystę na zewnątrz. Sinful Carrion nie miał też zbyt wiele czasu na występ. Po zagraniu kilku utworów musieli opuścić scenę, by dać czas na rozłożenie sprzętu drugiemu zespołowi supportującemu i nie opóźniać występu Amon Amarth. Mimo wszystko bardzo dobrze oceniam występ Sinful Carrion. Mimo niesprzyjających warunków (presja, nastawienie fanów na największą gwiazdę), zespół spisał się bardzo dobrze. Pod względem brzmienia nie można im niczego zarzucić. Widać było, że odczuwali stres, ale trudno się temu dziwić – w końcu grali przed jedną z najbardziej oczekiwanych w Polsce kapel death metalowych. Sam wokalista, Miecznik, wyznał między kolejnymi utworami, iż jego zespół czekał na ten moment sześć lat. Moim zdaniem wykorzystali tę szansę jak tylko mogli najlepiej. Choć nie porwali publiki, to z pewnością zostaną zapamiętani przez tych, którzy zdecydowali się na okazanie im zainteresowania. Mam nadzieję, że ten koncert przyczyni się do zwiększenia popularności Sinful Carrion.

sinfull

fot. Piotr Bardo

Po zejściu Sinful Carrion ze sceny, szybko rozstawił się kolejny zespół będący supportem przed występem Amon Amarth. Kapela Hypnos, jak przedstawił ją wokalista i założyciel tej grupy, Bronislav „Bruno” Kovařik, składa się z jednego Słowaka i trzech Czechów. Tym samym, ze względu na bliskie sąsiedztwo i podobieństwo języków, muzycy nie mieli żadnego problemu z komunikowaniem się z fanami metalu stojącymi pod sceną i korzystali z tej możliwości między prawie każdym utworem. Taka otwartość na publikę i chęć nawiązania z nią kontaktu zdecydowanie wyszła grupie na plus – wypowiadanie się w języku polskim z typowym czeskim akcentem zdecydowanie pomogło im w zbliżeniu się do publiczności.

hypnos2

fot. Piotr Bardo

Zespół tryskał energią i dobrym humorem. Trudno powiedzieć, czy to za sprawą swoich krótkich przemówień, pozytywnego nastawienia, czy też ostrych gitarowych brzmień i dużej dawki dobrej, mocnej muzyki. Czeska formacja zjednała sobie wielu nowych fanów, którzy zaczęli ściągać pod scenę. Hypnos dokonał tego, czego niestety nie udało się zrobić Sinful Carrion – zgromadzeni na zewnątrz ludzie, chętniej zaczęli wchodzić do środka klubu. Widać było, że brzmienie i postawa muzyków zdecydowanie przypadły do gustu gdańskiej publiczności. Publiczność bardzo dobrze się bawiła i została solidnie rozgrzana przed koncertem Amon Amarth.

hypnos

fot. Piotr Bardo

Wyglądało na to, że niektórzy kojarzą poszczególne kawałki Hypnos oraz samą kapelę. Sam wokalista zresztą wspominał swój poprzedni występ w Gdańsku. Ogromna charyzma, popis muzycznych umiejętności, mocne utwory i ostre brzmienie instrumentów złożyły się na świetny support przed głównym wykonawcą tego wieczoru – grupą Amon Amarth.

Fani oczekujący w napięciu na koncert gwiazdy wieczoru nie musieli czekać zbyt długo. Tuż przed wybrzmieniem dźwięków pierwszej piosenki, w tle pojawiły się grafiki nawiązujące do okładek i tematów przewodnich utworów szwedzkiej kapeli – skandynawskiej mitologii i historii Wikingów. Wkrótce zespół sprawnie i szybko rozłożył sprzęt i z nieznacznym opóźnieniem rozpoczął swój występ. Członkowie Amon Amarth po kolei wchodzili na scenę i ustawiali się na swoich miejscach. Od wyjścia pierwszego z muzyków wśród publiczności rozległy się okrzyki i aplauz, które nabrały największej siły gdy na scenę wkroczył, jako ostatni, wokalista – Johan Hegg. Z szerokim uśmiechem i nieukrywaną radością powitał zebrany tłum i rozpoczął występ.

johan hegg

fot. Piotr Bardo

Jeszcze w trakcie koncertu dawanego przez drugi zespół supportujący można było z łatwością ustawić się pod samą sceną, tak już od zajęcia miejsca przez perkusistę Amon Amarth, trudno było przedrzeć się do najbliższych rzędów. Fani zaczęli napierać w kierunku grającego zespołu i już po chwili wśród ściśniętej pod sceną publiczności rozpoczęło się szaleństwo. Zespół rozpoczął występ od kawałka „Father of the World” pochodzącego z ostatniej płyty, „Deceiver of the Gods”. Kolejny utwór, o takim samym tytule jak najnowszy krążek, dał przedsmak tego, co czekało fanów przez kolejne dwie godziny. W ogólnym, nieustającym entuzjazmie wśród publiczności można było wyróżnić kilka momentów „apogeum szaleństwa” – jedna z takich chwil przypadła na trzeci z kolei utwór – „Death in Fire”. Połączenie świateł, efektów specjalnych, zachowania członków zespołu i genialnego występu wywołało jeszcze więcej emocji wśród i tak już rozszalałej publiki.

amon amarth

fot. Piotr Bardo

Koncert miał promować wydany w czerwcu ubiegłego roku album „Deceiver of the Gods”, więc wiele spośród granych utworów pochodziło właśnie z tego krążka. Nie zabrakło jednak sztandarowych kawałków grupy – setlista obejmowała najważniejsze utwory z większości spośród wydanych do tej pory dziewięciu płyt.

Rewelacyjny, naładowany energią występ Amon Amarth, melodyjne death metalowe brzmienie i wspaniałe zgranie ostrej, cięzkiej gry instrumentów pozostanie z pewnością niezapomnianym przeżyciem dla fanów metalu. Występ był świetny, nie tylko pod względem muzyki. Amon Amarth rozpalił publiczność do czerwoności. Również gra świateł i efektów specjalnych, a także czystość dźwięku i odpowiedni sprzęt w klubie B90 pozwoliły na godne zaprezentowanie twórczości tego szwedzkiego zespołu. Ponadto, zachowanie członków grupy, zwłaszcza frontmana, porwało publikę równie mocno, co sama muzyka. Nie dało się ukryć, że zespół czuł się w Gdańsku znakomicie. Sam Johan Hegg nie szczędził pochwał gdańskiej publiczności. Już na początku koncertu wzbudził wśród fanów ogólny entuzjazm, stwierdzając: „one thing I’m sure about Poland is that you, guys, are f***in’ METALHEADS!!!!!!”. Na reakcję ze strony słuchaczy nie musiał długo czekać: podczas całego koncertu szaleństwo i aplauz zdawało się narastać, aż do ostatniego utworu. Od początku występu Johan Hegg nie tracił kontaktu z publicznością. Potrafił nawiązać tak bezpośrednie relacje, że było to coś więcej niż tylko świetnie zagrane utwory. Nieschodzący z twarzy uśmiech tylko potęgował rozemocjonowanie tłumu. Przychylność wśród fanów wzbudził nie tylko rzucanymi co rusz komplementami w kierunku szalejących przed sceną ludzi („you’re a f***in’ great audience!!”), pozytywnymi wypowiedziami na temat Gdańska („that is definitely one of the most beautiful city I’ve ever been to”), ale także dwukrotnie opróżniając napełniony polskim piwem róg, przy głośno skandującej publiczności: „Zeruj!!!”.

Johan Hegg z rogiem

fot. Piotr Bardo

Amon Amarth nie był obojętny na okrzyki ze strony fanów, domagających się bisu. Po zagraniu podstawowej playlisty, zespół zszedł tylko na chwilę, by za moment powrócić i kontynuować rewelacyjny występ. Bis rozpoczął się od „Twilight of the Thunder God”, na który wokalista wniósł ogromny młot i ku uciesze publiki uderzył nim o scenę. To, oraz ostatni grany utwór „The Pursuit of Vikings”, były kolejnymi momentami „apogeum szaleństwa” publiczności. Bawiąc się tuż pod sceną miałam wrażenie, że tłum zaraz rozniesie wszystkie ustawione bramki i zabezpieczenia. Po zagranym bisie emocje wśród fanów wciąż nie opadały. Amon Amarth zakończył koncert, zapowiadając szybki powrót na gdańską scenę. Johan Hegg wyraził swoje zadowolenie z występu, po raz kolejny komplementując gdańską publiczność i kwitując „I hope you guys enjoyed as much as we did, because we had a f***in’ blast! Hope to see you very soon!”.

Obserwując entuzjazm wśród fanów oraz biorąc udział w tym ogólnym, muzycznym szaleństwie, mogę z pełnym przekonaniem zaliczyć koncert Amon Amarth w Gdańsku do jednych z najlepszych wydarzeń muzycznych tego roku.

Zapraszamy na kolejne koncerty w klubie B90!

,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *