Dnia 28 lutego 2014 do repertuarów naszych domowych teatrów muzycznych wkroczył Dramat Współczesny w reżyserii kochanego przez „mniejszości gustowe” zespołu Kabanos.A może przesadzam z tymi mniejszościami?
Wokalista zespołu, pan Zenek Kupatasa (członkowie zespołu nie są zgodni, czy to jego prawdziwe nazwisko) ma niesłychanie specyficzną barwę głosu, która niedzielnego słuchacza metalu potrafi zmęczyć w minutę słuchania dowolnego kawałka tej grupy. Teksty dotyczą głównie jedzenia, zwierzątek i materiałów wybuchowych, a sam zespół nazywa nurt, który prezentuje, mianem „debilcore”. Jeśli wziąć te sprawy pod uwagę, to wielkość popularności, którą zespół zdobył od Woodstocku 2012, gdzie na Małej Scenie podbił serca rzeszy młodych ludzi – jest fenomenem na skalę, może nie wszystkich, ale jednego chociaż Beatlesa.
Zespół o gastronomicznie inspirowanej nazwie Kabanos pojawił się na scenie muzycznej w 1997 roku, od tej pory wydał szereg barwnych albumów, w tym krążek specjalny, z największymi hitami w wersji akustycznej. Słuchając Kabanosa ciężko pozbyć się wrażenia, że to zespół ma największą zabawę ze swojej muzyki. Zenek zdaje sobie sprawę z faktu, że brzmi nieco topornie, ale wykorzystuje to w pokrętny i przekomiczny sposób, modulując głosem tak, że zaczynamy doceniać tego typu podejście do śpiewania. Teksty rozbrajają pozorną infantylnością, historyjkami o zwierzętach i zdrobnieniami, które groteskowo wpasowują się w surowe, metalowe riffy. Ciężko nie zauważyć inspiracji i podobieństw do takich zespołów jak System of a Down, czy Primus. Często mam wrażenie, że melodyczne rozwiązania wykorzystywane przez Kabanosa są dziwnie archaiczne i nie pasujące do stylistyki. Jednak równie często mam wrażenie, że gdyby nie to – Kabanos nie byłby sobą i pewnie nie zauważyłbym go. Zespół wypracował sobie własny styl, który jest wart pokazywania.
Jeśli chodzi o najnowszy krążek zatytułowany Dramat Współczesny – pierwsze co się nasuwa to zauważalna nauka śpiewu, którą zapewne pobierał Zenek przed nagraniami. Nie powiedziałbym, że rośnie nam polski Pavarotti, ale dysharmonie już się nie zdarzają z taką częstotliwością, jak chociażby na Jesiennym Dole (który, bądź co bądź – uwielbiam). Pierwszy kawałek, Kompost, otwiera album z soczystym kopem. Mamy wszystko to, co definiowało Kabanosa, czyli kościelnie brzmiący kawałek o jabłkach, z ciężkim nu-metalowych brzmieniem w tle i ostrym wokalem na refren. Drugi utwór Melancholia jest kontynuacją rozpoczętej stylistyki i choć niepokoi smutnym i poważnym tekstem, to na szczęście w refrenie wchodzi motyw meteorologii i uśmiech sam wchodzi na twarz. Kolejny utwór Szarlatan jest wyjątkowo ciężki jak na Kabanosa i dość poważny. Takich momentów, jak w trakcie słuchania Szarlatana, jest na albumie wiele i widać, że zespół spoważniał. I choć zawsze trudne i ważne tematy były przez Kabanosa poruszane – tutaj jest tego więcej i wszystko jest jakby bardziej dorosłe. Na uwagę zasługuje na pewno Brzydota oraz Serce, dwa utwory o podobnej do siebie tematyce. O ile ten pierwszy jest w typowej kabanosowej konwencji groteski (tym razem jest coś o śliwkach, kwiatach i sadach i wymiotowaniu plastikowych lal), pomimo ważnego tematu, łapiemy się na tym, że po prostu dobrze się go słucha, nie ze względu na temat. Natomiast Serce to utwór wyjątkowy. Jest słowami ojca, skierowanymi do swoich dzieci. Deklaruje on swoją bezwarunkową miłość, bez względu na to, jakie podejmują decyzje i naucza je, żeby zawsze kierowały się miłością w swoim życiu. Niby nic oryginalnego, ale widać, że ten przekaz był dla autora ważny. Cała sekcja rytmiczna i gitara podporządkowana jest słowom, muzyka je wzmacnia, a nie jest tylko tłem. Słychać i czuć siłę zawartą w tym przekazie. Kompozycję krążka zamyka 12-ty utwór pt. Paznokcie, który jest zakończeniem bardzo mocnym i przygnębiającym. Słuchając, człowiek czeka na jakiś pozytyw na końcu, jasny punkt, ale on nie przychodzi. Album zostawia nas z poczuciem smutki i pustki, coś do czego Kabanos nas nie przyzwyczaił. Nie ma zatem innego wyjścia, jak puścić go od początku.
Zespół się rozwija. To dobrze, ale czasem smutno. Smutno się robi, gdy usłyszę, jak Zenek zaśpiewa coś trudnego poprawnie i wyobrażam sobie, jakby to zaśpiewał 5 lat temu, co czynię z rozrzewnieniem. Dramat Współczesny jest zdecydowanie poważniejszy, niż wcześniejsze dzieła Kabanosa i boję się, że kiedyś zapragną wejść do masowych mediów kosztem swojego niepowtarzalnego stylu. Mam nadzieję, że ta chwila nigdy nie nadejdzie. Póki co, album polecam, równie mocno co wcześniejsze albumy, uważam, że warto znać Kabanosa. Okazja do poznania nadarzy się już 11 kwietnia, kiedy to Kabanos wystąpi w Parlamencie, promując najnowszą płytę.