Od momentu, w którym pierwszy raz usłyszałem płytę „Zelig”, chciałem wybrać się na koncert Krzysztofa Zalewskiego. Kiedy Zalew pojawił się z nią w Starym Maneżu, niestety inne obowiązki nie pozwoliły mi na wizytę na koncercie. Zdażyło się później kilka razy, iż terminy występów kolidowały z moimi innymi planami. Mijaliśmy się więc z wykonawcą i za każdym razem żałowałem, że nie było mi dane posłuchać materiału na żywo – tym bardziej, gdy znajomi opowiadali mi co działo się na scenie i dzielili się swymi opiniami.
Kiedy zobaczyłem, że Zalewski powraca do Starego Maneżu z nowym krążkiem, zarzekłem się, że tym razem stanę na głowie i koncert zobaczę – tym bardziej, że kompozycje zawarte na płycie „Złoto” sprawiają, iż krążek ten swobodnie mogę umieścić na szczycie rankingu najlepszych płyt 2016 roku. Artysta zagrał na scenie Starego Maneżu 8.01.2016r.
Koncert rozpoczął występ charyzmatycznego muzyka – Swiernalisa. To kolejny raz, kiedy mogę obejrzeć występ Pawła na żywo. Znów stwierdzam, iż wykonawca ten potrafi mnie zaskoczyć. Mimo, iż materiał jest mi znany, to jednak czuję się jakbym słyszał go wciąż w innej wersji – to bardzo duży plus w występach na żywo. Nie przepadam za monotonnymi występami, w których muzycy co do sekundy mają wyliczone zachowanie na scenie i za każdym razem powtarzają te same kwestie ku publiczności, chociaż i od tej tezy znajdę wyjątki.
Muzyka Swiernalisa wpasowała się w klimat całego koncertu. Stonowane partie gitarowe, grane do ciekawych podkładów, oraz świetna warstwa tekstowa to znak rozpoznawczy tego wykonawcy. Takie spokojne rozpoczęcia nastroiło słuchaczy na występ gwiazdy wieczoru, czyli Krzysztofa Zalewskiego.
Zalew rozpoczął bardzo energicznie, od razu włączając w swój występ publikę – ogromny plus. Kiedy napotykałem różnego rodzaju nagrania z jego występów, za każdym razem zwracałem uwagę na to, że ma niesamowicie dobry kontakt z publicznością. Myślę, że gdyby nie odległość dzieląca go od widzów, Zalewski nie jeden raz grałby stojąc wśród ludzi.
Sam koncert zagrany był perfekcyjnie. Brzmieniowo jak zawsze idealnie, chociaż czasem miałem wrażenie, że brakuje mi głośności – szczególnie w momencie, w którym ze sceny dał się słyszeć komentarz, swego rodzaju manifest Krzyśka, dotyczący sytuacji w Polsce i tego jak bardzo się nią „wku*wia”. I właśnie tego wku*wienia mi zabrakło. Kiedy wymachiwał flagą w rytm muzyki, nie czułem w kościach tej irytacji, tej złości. Ze znajomymi zgodnie stwierdziliśmy, że to właśnie przez zbyt cichy występ. Przez to zrobiło się nagle zbyt grzecznie, a przecież Krzysztof Zalewski, zarówno w warstwie muzycznej jak i tekstowej, potrafi pokazać ogromny pazur. Kiedy w samochodzie słucham, że „Europie na odsiecz płyną tłumy złamanych serc”, ciarki pokrywają całe moje plecy i kark. Na koncercie tego nie odczułem.
Mimo to, koncert Krzysztofa Zalewskiego na długo zapadnie mi w pamięć – jest to świetny Artysta. Przede wszystkim na pochwałę zasługuje to, iż jest on multiinstrumentalistą. Wykonywane przez niego partie gitarowe, wokalne i perkusyjne brzmią świetnie, co nie zdarza się w obecnym świecie muzycznym zbyt często. Jeden z utworów wykonywanych na bis był właśnie w konwencji „solo act”, czyli tej, w której Krzysiek zagrał poprzedni koncert w Maneżu, w którym promował płytę „Zelig”. Zachwycił mnie właśnie tym, że jako jedna osoba, przy pomocy elektroniki był w stanie zastąpić na scenie cały zespół. Mimo to, wolę jednak występy z żywymi instrumentami, odgrywanymi w czasie rzeczywistym, przez innych muzyków. Dlaczego? Otóż nie muszę czekać, aż nagrane zostaną wszystkie partie w loopie i mogę od razu delektować się „pełną wersją” utworu – nie muszę czekać na załadowanie ścieżek.
Podsumowując – koncert na pewno zaliczam jako udany, jednak pozostał mi po nim ten niewielki niedosyt. Panie Krzysztofie – nie tak grzecznie! Energia niesiona ze sceny jest ogromna, a może być jeszcze większa!
Jak zawsze, w przypadku koncertów w Starym Maneżu, warto wspomnieć o tym, że miejsce to przenosi do innego świata klubów koncertowych. Uważam, że co raz bardziej wpisuje się ono w poziom europejski. To nie jest zwykła knajpa, w której postawiono scenę. Tam wszystko jest przemyślane i zasługuje na docenienie.