COVER TYGODNIA: Porkka Playboys – „Bohemian Rhapsody”


Są utwory, których przerabianie jest zadaniem karkołomnym. Bez względu na ilość talentu, którym zostaliśmy obdarzeni, bez względu na sprzęt, jakim dysponujemy i chęci, którymi pałamy. Jak byśmy nie podeszli do takiego utworu, zarżniemy go, jak niewidomy rzeźnik knura sąsiada. Tępym nożem. Bohemian Rhapsody zespołu Queen, utwór tyleż genialny, co kontrowersyjny (pod paroma względami) w tej niezgrabnej metaforze zapewne mógłby być takim przerażonym knurzątkiem.

Porzućmy jednak ruralistyczne porównania, gdyż zwyczajnie nie pasuje klasą do oryginału utworu. Wydany na płycie A Night at the Opera, niemal sześciominutowy Bohemian Rhapsody nie zdobył od razu wyjątkowo pochlebnych opinii, a przez niektórych był nawet lekceważony i określany jako pastisz stylu operowego, powierzchowny, choć efektowny. Był zbyt długi, jak na radiowe standardy. Ze względu na wyjątkową złożoność partii wokalnych (ścieżek wokalnych wybrzmiewających równocześnie w utworze jest więcej, niż liczył ówczesny skład zespołu Queen), stanowił nie lada wyzwanie do odegrania go na scenie na żywo. Zespół często decydował się na puszczanie „operowej” części utworu z taśmy, albo granie jedynie fragmentu utworu, jak na słynnym koncercie Live Aid z 1985 roku.

Pomimo tych przeciwności, został w końcu uznany przez większość melomanów i krytyków, już w 1977 został uznany przez BPI za najlepszy singiel ostatnich 25 lat, w 2004 wprowadzono go do Grammy Hall of Fame, a dziś jest już jednym z najbardziej niedoścignionych arcydzieł muzyki popularnej i rockowej. Co więcej, dorobił się piętnastu rozdziałów na angielskiej wersji Wikipedii, z analizą kompozycji podzieloną na 6 podpunktów. W dobie studiów skandynawskiego pagan metalu i doktoratów z twórczości Beatlesów, nie zdziwiłbym się, gdyby Bohemian Rhapsody stanowił temat czyjejś pracy naukowej. O geniuszu kompozycji i nośności różnych interesujących sekwencji melodycznych można by długo opowiadać, jednak posłuchać zawsze lepiej.


I tutaj pora na nasz cover tygodnia! Tym razem schodzimy z granitowych schodów opery, zdejmujemy nasze błyszczące fraki i odkładamy kieliszki z dystyngowanym winem na srebrną tacę przechodzącego obok kelnera z brytyjskim akcentem, by powrócić do naszego swojskiego, wspomnianego na początku, knura.

Wersja utworu, nagrana przez fiński zespół uliczny, Porkka Playboys, nie jest wulgarna, jak mogłaby wskazywać nazwa. Mamy tu superpoważnych, skupionych na swoim zadaniu, niczym na rozbrojeniu tykającej bomby, muzykantów żywcem wyjętych z wiejskiego wesela. Podjeżdżają volkswagenem na środek pola i po prostu grają, cały utwór, od początku do końca, z wszystkimi tego konsekwencjami i trudnościami. Klasyczne instrumenty, znane z oryginału zostały zastąpione przez weselne niezbędniki, typu akordeon. Utwór nie jest bez skazy, nie raz fałszywie zabrzmi jakaś nuta, jednak nie wywołuje ona skrzywienia na twarzy słuchającego, a pobłażliwy uśmiech i całość (przy odpowiednim dystansie) musi zostać odebrana pozytywnie. A biorąc pod uwagę stopień skomplikowania Bohemian Rhapsody, to zagrali iście brawurowo. Osobiście polecam oglądać klip podczas słuchania.

,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *