Czym jest stoner? Kapitan Bongo – „Dongo”


Część z Was spyta co to stoner, większość zasypie pytaniami typu: „ Kapitan Bongo? Co to w ogóle jest !?”, ale nie martwcie się, dziś postaram się dać Wam pewną dawkę plugawego tekstu, który rozjaśni Wasze głowy, a przy okazji poznacie moją ocenę płyty trzech panów prosto z Chotomów City.

Zatem zaczynamy od początku: „Czym jest stoner ?”, tak dla ludzi którzy jeszcze nie mieli okazji liznąć tematu w jakikolwiek sposób. Stoner rock, czy też stoner metal jak dzielnie podpowiada nam wikipedia, to oczywiście kolejny z podgatunków mocniejszego brzmienia gitarowego. Jest to styl często stosujący psychodeliczne zagrania na słuchaczy, grzmoci ich głowy mocnymi ciężkimi riffami , które pomimo swojej ‘prostoty’ mają niezłego kopa, no i oczywiście charakterystyczny wokal – szorstki i drapiący jak ja to nazywam.
Często stonerowe brzmienie dostrzegałem w utworach dość popapranych Azjatów z Church of Misery, ale świat twierdzi, że to jednak doom metal (który mimo wszystko daleko od stoner’a nie pada).

Znając już jakiekolwiek subiektywne, bardziej bądź mniej, przyporządkowania tego co stonerowe przejdźmy do rzeczy. ‘Trzech chłopa’ : Wojtuś, Jacuś i Kaspi spotkali się przy napoju wyskokowym i stwierdzili, że są w posiadaniu gitary, basu i bębenków i w związku z tym mogliby coś wspólnie zagrać. Po pierwszych próbach okazało się , że idzie całkiem dobrze , więc postanowili wyjechać do Kongo po to by założyć band o szalonej nazwie „Kapitan Bongo” i razem z wytwórnią „Ni Ma Piniążków Records” wypuszczą w obieg swoją pierwszą płytkę z czterema kawałkami – „Dongo”.

dongo

Wracając do tematu, panowie W , J i K twierdzą, że ( i tu cytuję) „Our trust is in whiskey, weed and Black Sabbath” , a ja postanowiłem to sprawdzić.
Do płytki „Dongo” siadałem wielokrotnie , nie jako znawca stonera, lecz jako osoba odpływająca zupełnie przy tego rodzaju muzyce. Miałem oczywiście w rękach, jeszcze przed oficjalnymi szlifami, dostęp do materiałów na płytę „Dongo” i byłem miło zaskoczony. Kiedy doczekałem się wreszcie ostatecznej formy, moja fascynacja przybrała na sile. Słyszałem już w swoim krótkim życiu kapele grające „polskiego stonera” – Black River, Corruption czy parę zespołów, o których niekoniecznie jest głośno, ale moim skromnym zdaniem Kapitan Bongo nie odbiega swoim stonerowym kunsztem od żadnego z nich, a w niektórych przypadkach, jak mówią na mieście, nawet ich przebija .

Po tej pięknej przemowie przejdźmy do analizy. Pierwsze na liście jest NZK/Hangover i tu nie trzeba być specjalistą, żeby rozpoznać stoner i to, że Ci panowie dobrze bawią się przy tym swoim stonerowniu. Wstęp melodyjny, prosty lecz chwytliwy, a potem nagle autorzy zaczynają tworzyć swoją magię szorstkości i tłustych, prostych riffów. Mimo swojego drapiącego brzmienia, utwór zabiera nas w przyjemną podróż, niekoniecznie kosmiczną, ale równie interesującą. Ja relaksuję się przy takiej muzyce, więc tak jak w tekście : „…shut your face , leave me alone! Just give me the moment before it’s all gone !”.

Oczywiście pomimo rozkosznej monotonni czeka nas dość energiczny riff , który po chwilowym uspokojeniu ustąpi miejsca dźwięcznej solówce. Idąc dalej napotykamy na swojej drodze „Masterplan”. Nie wiem czy jest tu coś do wyrażenia słowami, utwór ma energię, ma w sobie stonera, ma po prostu jaja. Świat wiruje, a my znów ruszamy w podróż swoim Cadillakem po bezdrożach. Tej piosenki nie ma sensu dalej ‘męczyć’, ją trzeba po prostu usłyszeć.

Dojechaliśmy do kolejnego przystanku, tym razem jest to Arizona. Jest to jedna z dwóch piosenek, dzięki której można przekonać się , że to goście z Polski. Jedziemy dalej! Znów energiczny , szybki rytm przez cały utwór, tylko po to by przebrnąć przez całą Arizonę (być może w kierunku Nowego Meksyku) by zakupić ostatnio bardzo popularne niebieskie kryształy.

Jednak na końcu podróży spotykamy się z delikatną psychodelą. Prawdopodobnie wciągnęliśmy trochę za dużo magicznego proszku i zaatakował nas „Kosmiczny Kaktus” , który od początku hipnotyzuje nas swoim brzmieniem. Utwór bez wokalu , ale nie bez wyrazu. Można przez bite 12 minut delektować się dźwiękami gitary, które wahają się miedzy spokojem a pazurem w wyrazie.

Przejdźmy do konkretów, czas zejść na ziemię. Angielski nie razi aż tak podczas śpiewu, akcent nie jest aż taki zły, lecz niedociągnięcia są słyszalne (nie chcę też wypaść na czepialskiego). Na pewno na plus u mnie zasłużyła obecność polskości w kawałkach ( nie tylko w Arizonie wbrew pozorom), panowie pokazali, że mają swój charakterek i styl i jego trzymają się twardo. Mam nadzieję, że tak zostanie. Gitarowe riffy to kolejny duży plus , perka i bas też dają czadu. Wokal w swojej okazałości szorstki i drapieżny na swój sposób, co mi się bardzo podoba. Gdyby ktoś spytał mnie jaki utwór z całej tej podróży najbardziej przypadł mi do gustu, odpowiedziałbym że „Masterplan”, taka moja perełka! Dziękuję, dobranoc 😉 !

Fejsbuk: https://www.facebook.com/kapitanbongo/info
Płyta: http://www.kapitanbongo.bandcamp.com , [Pobierz Płytkę]
Kanał na tubce: http://www.youtube.com/kapitanbongo

,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *