Dwie strony Piotra Truchela z zespołem – koncert Pete True i Absyntii


Choć Piotr Truchel nowicjuszem na gdańskiej scenie muzycznej już nie jest, to w niedzielę 17 stycznia w klubie Parlament zaprezentował się słuchaczom od zupełnie nowej strony.

6

Gdańskiej publice Piotr Truchel znany jest przede wszystkim jako założyciel zespołu o rockowych korzeniach – Absyntia – z którym występuje już od 2008 roku. Przez ten czas jednak w grupie doszło do wielu zmian, m.in. jeśli chodzi o line-up; to właśnie Piotr jest jedynym członkiem, który w Absyntii gra od jej początków. Nowy skład to właśnie jedna z niespodzianek, jaką na styczniowy wieczór przygotował muzyk.

3

Nie była to jednak jedyna atrakcja tego wieczoru. Początek imprezy poświęcony był zaprezentowaniu zupełnie nowego projektu, który powstał w zamyśle Truchela – czyli zespołu grającego raczej łagodniejsze kompozycje akustycznie. W ich własnych słowach muzyka przez nich tworzona to „połączenie radości, melancholii i słowiańskiej fantazji”. To wszystko zostało nagrana na pierwszym krążku Pete True – „Hell Flower” i właśnie te kompozycje zagrali muzycy na niedzielnym koncercie.

13

Zaczęło się podobnie jak na płycie: występ otworzył instrumentalny kawałek, który, choć dość spokojny i łagodny, wprowadził pewną atmosferę niepokoju, ale także wzbudził ciekawość wśród publiki. Następnie było nieco lżej – utwór „Shine”, mimo że, biorąc pod uwagę tekst, niezbyt optymistyczny, to jednak rozproszył narzuconą na początku aurę. Kolejne utwory na zaplanowanej na ten wieczór setliście to „Sirens” oraz „In the Morning We Can Still Be Friends”. Tu pojawiły się moje pierwsze obawy – oba te utwory z całego albumu przypadły mi najbardziej do gustu. Uznałam je za najbardziej wyróżniające się piosenki na „Hell Flower” i potencjalnie największe „pewniaki” koncertowe. Trochę obawiałam się, że odgrywające te utwory zupełnie na początku i zaraz jeden po drugim, rozkręcą fanów na początku, a dalsza część koncertu będzie znacznie mniej wyrazista.

5

Szybko przekonałam się, że moje wątpliwości były bezpodstawne. Choć materiał na „Hell Flower” w istocie jest dość łagodny, to jednak na żywo nie brakuje mu żywiołowości i energii; muzycy potrafią przekazać za pomocą gry i śpiewu znacznie więcej, niż tylko piosenkę. Bardzo ciekawie brzmiały też utwory, w których chłopaków wspomogła wiolonczelistka Agnieszka Duszyńska. Mimo, iż Pete True zaczął trochę gwałtowniej i dynamiczniej, niż zakończył koncert, to żadna jego partia, wbrew moim obawom, nie była „rozlazła” czy zbyt spokojna. Wybór „Tricity Nights” na zakończenie było słusznym posunięciem – utwór dość długo się rozwija i pod kątem instrumentów jest chyba jednym z bardziej złożonych kompozycji. Słuchało się bardzo dobrze; co więcej, Pete True solidnie rozgrzał publikę przed kolejną porcją muzyki, tym razem znacznie mocniejszą.

8

Po chwili przerwy zespół wyszedł znowu na scenę… w niemal niezmienionym składzie. Obecnie, oba projekty tworzone są praktycznie przez tych samych muzyków: Piotr Truchel na wokalu i gitarze, Łukasz Katkowski na basie, Jakub Kuśmierczak na klawiszach, Tadeusz Dobrzyński na instrumentach perkusyjnych. Ze składu Pete True zabrakło tylko Przemysława Zielińskiego i grającej gościnnie na wiolonczeli Agnieszki Duszyńskiej.

26

Tym samym zespół udowodnił, że bardzo dobrze radzi sobie w wielu gatunkach muzycznych, a ci sami muzycy świetnie czują się zarówno w łagodnej stylistyce, jak i w mocniejszych brzmieniach. Od pierwszych dźwięków koncertu Absyntii słychać było, że pierwotny ład i harmonia zostały pożegnane. Miejsce spokojnie wygrywanych akordów zajęły mocniejsze riffy, bas stał się bardziej słyszalny, klawisze przestały uzupełniać kompozycje, a zaczęły się czasem niemal wysuwać na prowadzenie; z kolei rytmiczne uderzenia w bębny zostały zastąpione przez szybki i dynamiczne dźwięki perkusji, które z miejsca podrywały całą publikę.

33

Przy koncercie Pete True miałam wrażenie, że większość zespołu, poza wokalistą, jest nieco onieśmielona i niezbyt pewnie czuje się na scenie. Trudno stwierdzić, czy moje spostrzeżenia były słuszne, czy raczej chłopcy dostosowali swoje zachowanie do stylistyki granych utworów. Jakkolwiek by było, zupełnie odmieniło się to w drugiej części koncertu – muzycy śmiało podrygiwali do granych przez siebie kawałków, a oznak niepewności i nieobycia ze sceną zupełnie nie było widać. Zwłaszcza patrząc na swobodne zachowanie basisty, Łukasza Katkowskiego, który przecież w zespole jest jednym z najnowszych członków i chyba doświadczeniem nie dorównuje Piotrowi Truchelowi. Zarówno śmiałością, jak i drapieżnością repertuaru Absyntii, zespół zaskarbił sobie przychylność całej publiki. Ci, którzy do niedawna okupywali stołki i stoliki, chętnie ruszyli się pod scenę, by potańczyć, potupać i popodrygiwać. A było przy czym!

21

Utwory takie jak „Szaman” czy „Fractal” to spora dawka dobrej muzyki i ogromnej energii w zaledwie kilku minutach. „Pan Strach” i „Korytarze” to mroczniejsze kompozycje, również, jak i większość twórczości, osadzona przede wszystkim w rocku, choć pewnych nawiązań do innych gatunków można się dopatrzyć. Mnie totalnie „kupił” kawałek grany w późniejszej części koncertu (zabijcie mnie, Panowie, nie pamiętam tytułu! 🙂 ) który, przynajmniej jak na moje ucho, wydał mi się w swojej skoczności i dynamice, oraz dzięki bardzo charakterystycznym klawiszom, bliski stylistyce bluesowej. Nie zabrakło też muzycznego faworyta publiczności – „Lonely Streets of Illusions” zebrało chyba największy aplauz. Były utwory zupełnie mroczne i melancholijne, zdarzyły się i ballady, ale przede wszystkim był to pokaz bardzo solidnej, rockowej muzyki – rytmicznej, wpadającej w ucho; zapadającej w pamięć i idealnej na koncerty.

32

Patrząc na publikę nie można było zaprzeczyć, że zespół zdecydownaie sprostał wymaganiom żądnego dobrej muzyki i zabawy tłumu, który przyszedł tego dnia bawić się w Parlamencie. Nie obyło się też bez bisów – zadowoleni słuchacze nie chcieli zbyt szybko pożegnać się z grupą (choć patrząc na sumę zagranych na scenie kawałków trudno tu mówić o krótkim występie!). Publiczność ciepło przyjęła zarówno akustyczny projekt, jak i nowy skład zespołu Absyntia – Piotr Truchel z zespołem ma więc już pierwsze przetarte muzyczne szlaki na gdańskiej scenie muzycznej.

35

Z mojej strony również uznaję koncert za bardzo udany. Podczas koncertu Piotr wyjaśnił przyczynę podzielenia swojej twórczości na dwa osobne zespołu – Pete True (akustyczny, łagodny repertuar) i Absyntię (mocniejsze, rockowe brzmienie): wzorował się tu na ludzkiej osobowości, która najczęściej dzieli się właśnie na jasną i ciemną stronę. Każda z nich w swoim czasie dochodzi do głosu i każda z nich potrzebuje swojego osobnego środka wyrazu. Mnie przekonały oba projekty – zarówno akustyczne granie, jak i drapieżne, rockowe dźwięki swą warte uwagi publiczności, i to nie tylko tej gdańskiej.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *